Pierwszy czynnik – determinacja pacjenta
Jak nietrudno zauważyć, czynnik ten w znacznym stopniu zależy od pacjenta. Szczerze przyznam, że przez wiele lat nie doceniałem jego znaczenia i siły. Jeśli boli cię ząb, drogę do dentysty znajdujesz, bo jesteś już naprawdę zdeterminowany. Potem sam się często dziwisz, dlaczego to trwało tak długo.
Ben Sherwood w znakomitej pracy Zasady przetrwania podkreśla, że głównym czynnikiem decydującym o przeżyciu, nawet obozu koncentracyjnego czy katastrofy, jest determinacja, chęć życia, élan vitale.
Cała szkoła simontonowska oraz wielu specjalistów i sami pacjenci dobrze rozumieją, jak wielką moc sprawczą ma postanowienie brzmiące: „wyzdrowieję”. Pięknie pisze o tym Bernie Siegel w książce Miłość, medycyna i cuda. Ale, uwaga, nie ma ono nic wspólnego z hurraoptymizmem, który zazwyczaj działa dokładnie odwrotnie.
Czym zatem jest determinacja pacjenta? To jego wewnętrzne, silne, emocjonalne i intelektualne postanowienie o zmianie. Czasem zaczyna się od stwierdzenia: „Mam dosyć takiego życia”, „Nie chcę tak dłużej”. Oczywiście, pacjent na początku ma wiele wątpliwości, czy zmiana jest w ogóle możliwa. Więcej, nierzadko częścią jego choroby jest utrzymywanie przeświadczenia, że jest nieosiągalna. Zazwyczaj wielokrotnie próbował sam wyleczyć swoją nerwicę, czasem używając cudownych środków w rodzaju maści na aloesie. Ponadto bardziej lub mniej zdaje sobie sprawę, iż nic już nie będzie takie samo i że nowe nie da się pogodzić ze starym.
W jednym z najpiękniejszych wierszy o psychoterapii Czego nauczyłem się od Jeanne Hersch Czesława Miłosza – pogląd taki wyrażony jest explicite. Owo „albo, albo” jest jedną z najważniejszych zasad, o których trzeba wiedzieć. Związane jest z wyborem, o którym trafnie pisze Soren Kierkegaard oraz wielu innych filozofów, niekoniecznie egzystencjalistów. Na przykładzie binarnego systemu komputerowego możemy wyobrazić sobie, jak szybko zwariowałyby komputery, gdyby nie miały wyboru zero-jedynkowego. Także chrześcijaństwo podkreśla jego wagę, choćby w zdaniu z Biblii (Pwt. Prawa 30:19) „(…) położyłem przed tobą życie i śmierć. (…) wybierz więc życie (…)”. Dla chrześcijan oznacza to, iż nawet Bóg Wszechmocny zostawia człowiekowi wybór i to w tak fundamentalnej kwestii, jaką jest życie. Prawo wyboru jest święte, związane z wolnością i żaden człowiek, w imię żadnych racji, nie może podnosić na nie ręki.
Psychoterapeuta często widzi więcej fatalnych konsekwencji dotychczasowych decyzji pacjenta. To jednak w niczym nie usprawiedliwia nierespektowania jego prawa do wyboru. Szacunku i doceniania tego uczyłem się od wielu osób, choćby w trakcie czteroletnich studiów z metody Feldenkraisa.
Obserwowałem kiedyś pracę jednego z doświadczonych europejskich psychoterapeutów. Był nim blisko 80-letni człowiek, który bez cienia wątpliwości odsyłał pacjenta, jeśli nie miał on determinacji, uznając pracę z nim za stratę czasu. Kiedyś zrobiłem proste ćwiczenie – razem z pacjentem wybraliśmy w przestrzeni miejsce, do którego zdążał. Był naprawdę głęboko cierpiącym seksoholikiem. Usiłował pogodzić miłość do żony, swoje przekonania i polowania na samotne, opuszczone dziewczyny, by odbyć z nimi przypadkowy seks. Wyruszyliśmy w drogę, po pięciu krokach zorientowałem się, że jestem nieco przed nim. Przeprosiłem go, wycofałem się i po chwili sam poszedł w dobrą stronę.
To prawda, że pacjenci, nawet zdeterminowani, często nie zdają sobie sprawy z ważnych elementów składających się na zdrowienie. Wydaje się im zupełnie naturalne, iż wystarczy zgłosić się do terapeuty, ten na nich spojrzy, powie magiczne zaklęcie i ich problem w cudowny sposób zniknie. A jeśli jest coś do zrobienia, wykona to za nich. Tak może postąpić tylko dentysta, oczywiście bez zaklęć. Te dodatkowe, istotne elementy to: cena i czas.
(c.d.n.)
Piotr Barczak