Szukaj Zadzwoń
  • Zadzwoń

    Rejestracja!
    Terapia płatna i refundowana przez NFZ

    Tel.: +48 75 717 47 22

    Poniedziałek – Piątek w godzinach od 8:00 do 16:00

 

Gosia

Dzieki czemu w tej trudnej sytuacji radze sobie ,co mi pomaga. Dlaczego nie chce wrócić do picia?
Właściwie to trudno mi odpowiedzieć na te pytanie, bo może nie mam jakiejś szczególnej metody, bo często jednak jeszcze się wycofuję i uciekam, znów widząc w sobie wiele zła i nieumiejętności, ale jakoś kroczek po kroczku, ciągle coś nowego odkrywam, próbuję, i nawet uśmiecham się częściej, no i nie piję kawałek czasu – ostatnie picie to był listopad 2014 rok. Udaje mi się też nie palić, nie brać tabletek nasennych, nie trwać w toksycznych relacjach…
Pewnie, że to proces, pewnie, że nie wyobrażałam sobie życia bez używek – ale wreszcie zobaczyłam, że można, no i, że bezsprzecznie warto – trzeba chcieć, trzeba znaleźć jakiegoś haka na siebie, jakąś mobilizację, chęć właśnie…
Długo miotałam się, wszędzie widziałam alkohol, strasznie tęskniłam… Bardzo podziałały na mnie pewnego dnia słowa Ewy terapeutki, kiedy w 2017 roku wybierałam się na wesele bliskiej osoby z rodziny, i myślałam o jednym, o alkoholu, że będzie, że jak… I wtedy Ewa otworzyła mi oczy i zupełnie przekierowała moje myślenie, mówi – Gosia, ale przecież będą też zupełnie inne rzeczy, nie tylko alkohol, będzie super jedzenie, stroje, cała uroczystość, ludzie, powiedziała, żeby skoncentrować się na tym, że pójdę do fryzjera, ubiorę się ładnie, będzie piękna młoda para, itd, czyli na tych wszystkich innych “zabiegach” i sprawach….I wiecie, podziałało, często wracam do tych słów, myśląc, przecież jest tyle innych fajnych rzeczy!!
Teraz zobaczyłam sobie takie słowa, które sobie mówię – bądź taką osobą, jaką chciałbyś sam spotkać!! No fajne, przecież na pewno na swojej drodze nie chciałabym spotkać osoby…, a no właśnie, no więc teraz chcę się trzymać tych słów, pomaga mi to; no, i jeśli mowa o cytatach motywujących, to przytoczę jeszcze coś, co na mnie działa – Jeśli masz bardzo zły dzień i wydaje ci się, że więcej nie dasz rady, że to już koniec, to zobacz przy sobie anioła, który szturcha cię w bok i mówi: “weź nie przesadzaj!!” /to mój ulubiony Szustak/
Pomaga mi działanie, choć pewnie, w moim wypadku to wciąż jeszcze zazwyczaj jest tak, że chwytam się różnych rzeczy w ciągu dnia, w końcu oblepiam sobie sumienie wyrzutami, bo wydaje mi się, że tak reasumując, to nic nie zrobiłam, tak, wiele, bardzo wiele spraw jeszcze pokutuje, wycofywanie się, nie kończenie, zaczynanie i rzucanie, nie potrafię wyluzować, itd, ale….i tak wiem, że jestem zupełnie inna, że moje podejście jest inne…
Tak, robienie czegoś, satysfakcja z tego, pomoc komuś, ucieszenie kogoś – to daje mi frajdę, zadowolenie, potrzebę, bo potrzebuję czuć, że jestem potrzebna 😉
Pomaga mi w trwaniu w trzeźwości uzmysłowienie sobie konsekwencji ewentualnego sięgnięcia, tych strat i wyrzutów, z którymi bym sobie nie poradziła…., więc czy warto, dla jakiejś krótkiej iluzji, euforii, innego samopoczucia, nierealnej wizji??
Trzyma mnie więź z moimi dorosłymi dziećmi – to, że mi ufają w tej chwili, że mogą na mnie polegać, że możemy porozmawiać i pobyć razem…, za żadne skarby nie chcę tego zniszczyć;
Robię sobie jakieś zdrowe jedzonka, np na śniadanie kasza jaglana z migdałami, jakaś owsianka, duszone jabłko z bananem, nawet podpłomyki… ha, i widzę, że można, zawsze można, w każdej dziedzinie, trzeba tylko chcieć!! kiedyś bardziej myślałam, kiedy, jak?, a teraz widzę, że jak się chce, jak zależy, to można zdążyć i się zorganizować… teraz niesamowitą frajdę sprawia mi fakt, że gotuję obiady dietetyczne dla mojej córki, ona zadowolona, ja zadowolona, no można sobie każdego dnia znaleźć kawałek szczęścia? No można!! W każdej, nawet drobniutkiej sprawie!!
Tak, bo bardzo wzmacnia mnie świadomość, że coś potrafię, że mogę, że umiem…
Wiele fajnych rzeczy też dzieje się w pracy – że mam klasę, wychowawstwo, że jest trudno, ale w tym wszystkim jak dostaniesz jakieś miłe słowa doceniające, dziękujące, od ucznia, jakiś jego gest fajny, to takiego kopa do życia dostajesz , że och!!, i od razu serce całe w uśmiechach…
Potrzebuję też dużo ruchu – chodzenie, rower, ćwiczenia, tańce; to mi również pomaga się jakoś rozładowywać, realizować…

 

Ania

Jak sobie radzę podczas epidemii. Co mi szczególnie pomaga

Jak sobie radzę…. jakoś specjalnie nie musze sobie radzić….. przywołuję to poczucie, że wiem skąd wyszłam i nie wrócę tam. Dwa lata minęły, więc wiem, że można. Jestem tego bardzo świadoma co się dzieje. Też mnie dopada kryzys psychiczny ogólny, ale to mnie nie zwalnia z odpowiedzialności abstynenckiej. Żyję dwa lata bez alkoholu, nie umarłam, nie zabrało mi rąk, nóg 😉 widzę, że można, to się jakby samo dzieje. Problem z tą dezynfekcją jest. staram się nie wchodzić emocjonalnie w te obrazy, staram się nie wąchać, mówię sobie, że to chlor, a chloru przecież bym nie wypiła 😉 Trochę siebie “czaruję” z tym chlorem, ale póki co działa.Nie poświęcam temu zbyt dużo uwagi, bo mam po prostu obowiązki 🙂 i inne rzeczy o których musze myśleć. Pamiętam kim jestem.Raz sobie nawet zajrzałam do swoich notatek z terapii. Poza tym mi się zmieniło patrzenie na to, od kiedy uczęszczam na zajęcia “terapeuta uzależnień”.

Nie napisałam o pewnych rzeczach, bo dla mnie są już tak oczywiste, że nawet mi do głowy nie przyszło o nich pisać: Co mi dała terapia? WOLNOŚĆ. przestałam się wstydzić, nie muszę się bać – bo nie piję, bo pamiętam wszystko co robię, z kim rozmawiałam o czym, bo nawet jak wejdę po papierosy do monopolowego, i ktoś mnie zauważy, to nie mam nerwowych reakcji, bo nie mam nic do ukrycia. Przestałam ściemniać że jestem dorosła, tylko naprawdę jestem dorosła, jak gdzieś zawalę – przyznaję się do tego przed sobą, nie zawsze od razu, ale przyznaję. Nawet z opuszczeniem grupy. Też przerobiłam sobie ten temat. Wiesz czemu nie wrócę do picia? Bo straciłabym siebie. To poczucie wewnętrznej harmonii, które jest dla mnie powietrzem wręcz. Ktoś mi kiedyś powiedział drwiąco “nie pije i jaka wielka Pani się z niej zrobiła”. Potwierdziłam. Bo tak, zrobiła się ze mnie Wielka Pani – Wielka Pani swojego życia, którym ja steruję, a nie niewolnik życia, którym byłam. Jestem wolna! I to jest niesamowite uczucie! Nikt nie może mi nic zarzucić, bo abstynencja rozszerza mi się na całe życie, na wszystkie jego płaszczyzny. Nie ściemniam tylko jestem odpowiedzialna, to mi daje poczucie ogromnej siły, mam w końcu zdrowe poczucie własnej wartości, którego nie miałam przez całe swoje życie. Dosłownie. Dopiero po terapii uważam zaczęło się moje życie takie prawdziwe, świadome. Świadome czyli wiem co wybieram, czy idę na łatwiznę, podczas gdy wiem, że nie powinnam czy nie. A jak pójdę to nie użalam się nad sobą (co jest bardzo często zaproszeniem świadomym, tylko ludzie się przed sobą do tego nie przyznają, do picia), ale wiem , że to jest konsekwencją pójścia na łatwiznę. Jak jest źle w moim życiu to nie wpadam w panikę, nie szukam usprawiedliwień, przyjmuję i przeżywam ten zły okres. Umiem przeżywać emocje, nie uciekam przed nimi. Jestem w zgodzie z sobą. I to jest NAJWIĘKSZY KOMFORT PSYCHICZNY jaki KIEDYKOLWIEK czułam! I większe szczęście poczuję chyba tylko wtedy gdy umrę i spotkam Boga 🙂 Odczuwam dużo wdzięczności za to co mam, nie koncentruję się na pierdołach. To nie jest co prawda tak, że moje życie po terapii to niekończąca się sielanka, bo są i łzy i bezradność i złość, ale dzięki psychoterapii po terapii wiem, ze mam do tego prawo, ba nawet wiem, że powinnam tego doświadczać bo to mi o czymś mówi. Mam kontakt ze sobą, rozumiem siebie. wiem czego chcę w życiu, jak chcę żyć, kim się otaczać. To wszystko zapoczątkowała terapia, którą pociągnęłam co prawda dalej, ale każdy ma taki sam wybór.

Co wpłynęło na twoją decyzję o terapii?

Doszłam do takiego momentu w swoim życiu, że w końcu do mnie dotarło, ze sama sobie nie poradzę. to był przebłysk myśli. konkret? Stało się to w momencie gdy syn ściągał mnie pijaną z parapetu okna, na którym siedziałam. mieszkam na 4 piętrze. Dodatkowo kończyło mi się półroczne zwolnienie od psychiatry, na które po prostu uciekłam z pracy, miałam te pół roku przeznaczyć na szukanie nowej pracy, nie zrobiłam tego, przepiłam całe pół roku i znalazłam się w takim momencie poczucia beznadziei sytuacji, że w sumie było mi nawet wszystko jedno, co się stanie. Wiedziałam, że i tak będę musiała pójść na terapię, bo pewnie sąd wyda nakaz, o wszystkim powiadomiona była policja, syn przeszedł pod opiekę byłego męża, wolałam sama wybrać ośrodek. Wewnętrznie czułam, że to dobra decyzja, że tego potrzebuję, bo inaczej albo się zapiję, albo skończę pod mostem albo w więzieniu. Wiedziałam, że terapia to mój nowy początek, nie wiem, czułam to pod skórą. Postanowiłam pozrywać też wszystkie toksyczne sprawy, znajomości, włączając w to pracę, z której się zwolniłam i z której uciekłam na zwolnienie. Nie umiem tego wyjaśnić, czasami człowiek jest w sytuacji, w której nie ma już nic do stracenia, ja się tak czułam, czułam że się duszę, że to ostatni dzwonek, że jest coraz gorzej, że moje życie jest bez sensu, że albo zacznę od nowa, albo sama się “unicestwię”.

Dlaczego warto podjąć terapię uzależnienia wg Ciebie?

W moim przypadku terapia zbiegłą się ze zmianą całego życia. Tylko mój adres pozostał ten sam bo to jest ratunek dla psychiki człowieka. Dla mnie podjecie terapii było ratunkiem, punktem zwrotnym, po prostu widziałam bardzo dosadnie i dokładnie, że moje życie straciło sens, namacalnie wręcz.Nie wiedziałam na ile terapia wpłynie na mnie, bo to była moja pierwsza terapia, ale coś musiało się zmienić. Ogromnym, niesamowitym wręcz bonusem dla mnie było to, że w trakcie terapii odnalazłam siebie, że w końcu poukładałam się psychicznie, wewnętrznie, zaakceptowałam siebie, usłyszałam swój “wewnętrzny głos”, zrozumiałam po prostu kim jestem. Zpuzlowałam się. Stałam się spójna. Wszystko we mnie zaczęło do siebie pasować. Zrozumiałam siebie, swoje emocje, swoje decyzje. Tym się kieruję do dziś, wciąż trzeźwa. Dwa lata, kiedy wcześniej nie byłam w stanie przez tydzień nie pić. Dziś to się dzieje, bez poczucia wyrzeczenia i jeśli zdarzają się kryzysy, bo zdarzają, przypominam sobie to piekło psychiczne, w którym byłam i wiem, że choćby łyk piwa, dwa, puszka, sprawiłoby, że wróciłabym w to samo piekło. Mam dziś o wiele więcej korzyści z życia niż kiedykolwiek. Nawet wtedy zanim nie byłam uzależniona. Ze zdumieniem odkryłam w tym roku, że pewne czynności, które zawsze wykonywałam przy alkoholu, od dawna wykonuję nawet bez myślenia o nim. Czyli jest to możliwe, dokładnie tak jak mówiono na terapii: wyryłam sobie nowe ścieżki w głowie, nowe schematy. dla mnie to wciąż wartość. niesamowita.Terapia pokazała mi prawdę o sobie samej. ale też byłam gotowa i otwarta na prawdę o sobie. Chciałam w końcu wiedzieć czemu tak, a nie inaczej się zachowuję. Podejrzewałam się nawet o chorobę psychiczną. Niepotrzebnie. bo wszystko stało się jasne i klarowne podczas terapii. Warunkiem, który sobie sama postawiłam była bezwzględna uczciwość w stosunku do siebie samej. Każdego mogę oszukać, siebie nie. Nauczyłam się czuć kiedy to robię, właśnie na terapii. Terapia otworzyła mi drzwi do świadomego kierowania swoim życiem, do brania odpowiedzialności za moje wybory, za siebie. nie tylko w aspekcie uzależnienia. W końcu czułam się wartościowym, dojrzałym człowiekiem, kobietą, a nie dziewczynką.

Co by się stało gdybym nie zdecydował się na terapię?Nie od razu, bo to byłby proces – ale piłabym pewnie więcej ze wstydu, że kolejna sprawa w sądzie, że odebrane “formalnie” dziecko, pewnie w pracy byłoby coraz gorzej, albo by mnie zwolniono, albo sama bym i tak odeszłą. mój organizm pewnie by nie wytrzymał. a być może coś by mi się stało “po pijaku”, bo wtedy czułam się niezniszczalna i podejmowałam bardzo ryzykowne zachowania i działania. pewnie straciłabym w końcu dom i wylądowała na bruku. a być może zanim by do tego doszło, sama odebrałąbym sobie życie, bo ból psychiczny byłby nie do zniesienia.

 

 

Rafał

Jak sobie radzę podczas epidemii.Co mi pomagaJestem uzależniony od seksu, alkoholu, narkotyków. Pierwszy raz byłem w ośrodku 11 lat temu, od tamtej pory nie wróciłem do picia i narkotyków. w pierwszych dniach epidemii zaliczylem wpadke od masturbacji, ale poziom lęku tylko się zwiększył, pozbieralem się po kilku dniach, i wróciłem do dzialan które przez lata mi pomagają, rozmawiam z bliskim Przyjacielem, dziele się moimi lękami, wspieramy się nawzajem, żyje jak dotychczas, pracuje, trenuje, biegam. Never give up.

 

Magda

Co wpłynęło na twoją decyzję o terapii?Mialam dosc swojego zycia w czynnym uzaleznieniu. Choc terapia nie byla moim pomyslem, pokierowala mnie krewna, ktora jest terapeutka.

Dlaczego warto podjąć terapię uzależnienia wg Ciebie?Terapia to pierwszy krok ku trzeźwieniu, bez terapii nie, bez pracy pod okiem specjalistów, nie byłabym świadoma swojej choroby i problemów oraz konsekwencji z nią związanych.

Co by się stało gdybym nie zdecydował się na terapię?Gdybym nie zdecydowala sie na terapie to zapewne dalej zazywala bym narkotyki, pila alkohol, pakowala sie w toksyczne zwiazki, pewnie nie mialabym juz pracy, byc moze skonczylabym na ulicy albo w wiezieniu, albo w trumnie.

Jak sobie radzę podczas epidemii.Co mi pomaga

Pracuje na dyzury, wiec nie siedze przymusowo w domu ci jest dla mnie dobre, korzystam z grupy poglebionej na Skype raz w tygodniu, jestem w terapii indywidualnej rowniez na Skype raz w tygodniu, mam kontakt z ludzmi ze wspolnoty, czesto do siebie dzwonimy, kiedy mam wolne odpoczywam, czekam na ksiazki, ktore zamowilam przez Internet, zeby ciagle nie ogladac TV.

 

 

Przemek 5 lat trzeźwości

Co wpłynęło na twoją decyzję o terapii?
Zdecydowałem się podjąć terapię po 2 latach trzeźwości. Pierwsze 3 miesiące trzeźwienia wspominam bardzo dobrze. Mój organizm wyraźnie odpoczywał, bardzo dobrze się wysypiałem, miałem świadomość tego, gdzie się obudzę następnego dnia i co będę robił. Wielką przyjemność sprawiało mi to, że byłem w stanie słyszeć co się dzieje za oknem tuż przed zaśnięciem – odgłosy miasta, ptaków. Korzystałem z terapii grupowej w rodzinnym mieście oraz indywidualnej. Po tych 3 miesiącach zaczął pojawiać się stres, uczucie niepokoju, ścisk w żołądku.
Pierwszy początek nawrotu nastąpił w okresie wakacji mniej więcej po 4 miesiącach abstynencji. Nawet nie wiem kiedy przestałem chodzić na grupy oraz do terapeutki. Natomiast wróciłem na stare szlaki, do tych samych znajomych i w te same miejsca z tą różnicą, że pozostawałem trzeźwy… Dopiero po 2 miesiącach dotarło do mnie, czemu nie chodzę na terapię. Otóż obraziłem się na terapeutkę, bo obiecała zadzwonić do mnie i umówić się na kolejną sesję i tego nie zrobiła (zwyczajnie zapomniała). Całą winę zrzuciłem na nią i to był początek nawrotu. Taka wymówka. Dotarło do mnie, że to ja jestem chory i chcę się leczyć i skoro mi zależy to powinienem zadzwonić samodzielnie. Na całe szczęście to zrobiłem. Zdecydowałem się na terapię, bo zdarzały się kolejne nawroty, uruchamiały się mechanizmy wypierania, koloryzowania wspomnień, zaprzeczania chorobie. Grupa wsparcia kilka razy uświadamiała mnie, że tkwię w kolejnym nawrocie, gdyby nie oni, to bardzo prawdopodobne jest, że wróciłbym do dawnych zachowań – picia i ćpania. Pewnego dnia zadzwonił do mnie kolega (jeszcze przed terapią) i zaproponował piwo na działce (wtedy byłem trzeźwy około 18 miesięcy). Doświadczyłem silnego głodu, poczułem się jakbym śnił na jawie. Myślami byłem już na tej działce i piłem alkohol. W tamtym momencie mocno się przestraszyłem. Chęć upicia się wzięła nade mną górę. To wtedy postanowiłem, że potrzebuję skorzystać z terapii, do której i tak terapeutka oraz grupa często mnie namawiali. Po kilku zatrzymanych nawrotach, przeżywaniu różnych przeciwstawnych stanów – od euforii po stany depresyjne i apatyczne – miałem dość. Byłem mocno zmęczony i zniechęcony. Często pytałem na grupach oraz sam siebie “co to jest radość trzeźwienia”? Nie miałem pojęcia o czym mówią i z czego cieszą się ludzie, którzy postanowili walczyć z nałogiem. Tęsknota za pijanym “mną”, imprezowym, wesołym kolesiem, duszą towarzystwa stawała się coraz bardziej natrętna i silna. Uczucie niepokoju w żołądku było już ze mną cały czas, jakbym miał być za chwilę wywołany do tablicy. Ten trzeźwy ja nie umiał sobie zupełnie radzić z tymi emocjami. Jedyny sposób, jaki poznał mając 15 lat to picie alkoholu. Potrzebowałem pomocy…

Dlaczego warto podjąć terapię uzależnienia wg Ciebie?

Dopiero na terapii, po 3 tygodniach i po pewnych zajęciach poczułem lekkość. Ścisk żołądka ustąpił. To był moment, kiedy prawdziwie podjąłem decyzję o niepiciu, o tym, że chcę być trzeźwy. Nigdy tego nie zapomnę (tych zajęć, zaangażowania terapeuty i grupy), coś przeskoczyło mi w głowie – pstryk – pojawiła się świadomość. Nie byłoby to łatwe, albo byłoby niemożliwe gdyby nie terapia. To był moment, kiedy szczerze spojrzałem prawdzie w oczy. To było bardzo uwalniające, móc przyznać się na zajęciach przed całą grupą i terapeutą, że przegrałem z nałogiem, że nadal jestem z nim w tańcu i podjąć decyzję, że od teraz chcę być naprawdę trzeźwy. Nie jest tak, że od tamtej pory jestem cały czas w skowronkach, bywają ciężkie dni, okresy, jakieś niepowodzenia. Lecz nie doświadczyłbym tego uwalniającego uczucia, gdybym nie podjął terapii. Nigdy przez 17 lat picia i ćpania nie czułem czegoś tak pięknego, prawdziwego i szczerego. Żadne narkotyki nie mogą tego dać, bo nie dają nic prawdziwego. Myślę, że jeszcze sporo pracy przede mną. Lecz jest jakieś “przede mną”… gdybym wrócił do nałogu przede mną byłaby tylko czarna dziura.
Co by się stało gdybym nie zdecydował się na terapię?
Zapiłbym się na śmierć.

 

Artur

Co wpłynęło na twoją decyzję o terapii?

Dokładna analiza mego picia, powtarzające się ciągi,bezsilność, coraz większe kłopoty w rodzinie, wyrzuty sumienia, brak chęci do życia.

Dlaczego warto podjąć terapię uzależnienia wg Ciebie?

Sam z problemem nie jestem w stanie sobie poradzić. Potrzebuje pomocy fachowej, konkretnej wiedzy czym jest alkoholizm, jak ta choroba przebiega, jak można cieszyć się życiem będąc uzależnionym, poznać siebie, swoje emocje, kiedy jestem narażony na picie, jak sobie radzić z głodem, terapia pozwala odpowiedzieć na wiele podobnych pytań.

Co by się stało gdybym nie zdecydował się na terapię?

Stopniowa degeneracja, coraz większy brak szacunku dla mnie, życie bez sensu, choroby i śmierć….

 

Maciej

Co wpłynęło na twoją decyzję o terapii?

Od kilku lat moje życie rodzinne umierało,przestawałem być mężem i ojcem,którym byłem wcześniej. Traciłem radość życia a w mojej głowie rozwijał się nawrót doprowadzając do decyzji i powrotu do nałogu. Byłem przez rok w ciągu ,z którego cudem wyszedłem. Zdecydowałem się na terapię aby poskładać się na nowo i odnaleźć sens i radość życia. Mam pewność, że terapia uratowała mi życie,uratowała też moją rodzinę ponieważ moja żona nie chciała żyć z narkomanem ,który jest zagrożeniem dla niej i dzieci.

 

 

Marek

Co wpłynęło na twoją decyzję o terapii?

Miałem dość swojego pijanego życia, zaczęła rozsypywać się moja rodzina, zacząłem żle czuć się sam ze sobą i zrozumiałem że nie potrafię sam sobie pomóc dlatego poprosiłem o pomoc w Radzimowicach. Teraz wiem że to była najlepsza decyzja w moim życiu.

Dlaczego warto podjąć terapię uzależnienia wg Ciebie?

Jestem pewien że w tym wspaniałym miejscu można odnaleźć i pomóc sobie, mi się udało pomogli mi w tym wspaniali i doświadczeni terapeuci dla mnie bez wyjątku wszyscy oni są jak dobre anioły, bez ich wiedzy i pomocy z pewnością stracił bym rodzinę i z pewnością swoje życie. Polecam to miejsce wszystkim którzy chcą sobie pomóc, pakujcie się w swoich sercach i do Radzimowic. Wiedza jaką tam otrzymałem pomaga mi przetrwać ten trudny okres okres pandemi koronawirusa mam też kontakt z terapeutą Darkiem , to wspaniałe że po odbytej terapii można nadal liczyć na tych wspaniałych ludzi. Pozdrawiam Marek.

 

Marta

Co wpłynęło na twoją decyzję o terapii?

Zanim zdecydowałam się na przyjazd do OTU Radzimowice byłam namawiana przez mamę i terapeutę indywidualnego. Najbliższe otoczenie też twierdziło, że bez ośrodka się nie obędzie.Od 2 lat chodziłam na terapię indywidualną, której tak głęoko w sercu nie traktowałam poważnie, chyba była dla mnie przykrywką dla oczu rodziców i własnych, stwaraniem przed sobą pozorów,że mam kontrolę i wreszcie uspokajaniem sumienia, by w kolejnych nawrotach wracać do ćpania z iluzorycznym komfortem myślenia, ze przecież zawsze sprzątam swój bałagan więc mogę znów „troszkę” nabrudzić czyli po prostu ćpać w kilkutygodniowym lub kilkumiesięcznym ciągu metaamfetaminę,kokainę, mefedron dzień w dzien a później alkohol i marihuanę gramami naraz by zasnąć. Dla jasności- to nie ja sprzątałam ten bałagan gdy już wpadałam w psychozy, ciężką depresję, myśli i próby samobójcze, oddalenie od rodziny, długi zaprzepaszczające wymarzony biznes, odrażający syf w domu, mandaty i mnóstwo innych konsekwencji. Zawsze sprzątali to za mnie rodzice, popychając do z uporem kochającego maniaka do kolejnych kroków ku leczeniu. Im większe miałam poczucie winy, im więcej moich konsekwencji pomagali mi uniknąć, na tym więcej kroków w leczeniu się decydowałam, by oczyścić sumienie i pokazać im że warto, żeby nie przestawali mnie ratować i podcierac 31 letniej kobiecie tyłek. Tak byłło wygdnie. Wreszcie narobiłam tyle szkód i doprowadziłąm się do takiego stanu, że matka powiedziała dość. I zrobiła najlepszą rzecz jaką mogłą zrobić. Dla siebie i dla mnie. Nigdy nie traktowałam poważnie jej obietnic o wyrzuceniu mnie z rodziny jeśli wrócę na narkomańską ścieżkę. Tym razem mama była zdecydowanaj i wizja życia bez nich, zarówno ta wynikająca z tęsknoty i miłości jak i ta wynikająca z narkomańskiej troski o swój komfort przeraziła mnie do tego stopnia, ze wyrzuciłam pozostałe w domu narkotyki do toalety, wróciłam na indywidualne wizyty do Monaru, poszłam na pierwszą grupę a po kilku tygodniach i namowach zgłosiłam się do Radzimowic. Moje poczucie winy było tak wielkie, że znów stało się dla mnie najważniejsze, czułam w podejmowanych krokach, zadowoleniu i spokoju rodziców ulgę. Czyli tak naprawdę powielałam schemat swojego egoistycznego narkomańskiego zachwoania tylko tym razem ze strachu bardziej się zaangażowałam. Oprócz tego pierwszy raz odstawiłąm wszystkie uzywki a nie tylko stymulanty co z tygodnia na tydzień dawało mi o ciut więcej jasności w myśleniu i zaczęłam zauważać odczuwać pewne rzeczy inaczej, tj. prawdziwiej. Gdy już znalazłam się w Radzimowicach i dopiero tam po ok.2 tygodniach dotarło do mnie, że uspokojenie suimenia nadal jest moim priorytetem, nie leczenie. Zaraz po tym usiadłam i napisałam pracę o bilansie zysków i strat, w której szczerze poczułam jaką krzywdę wyrządziłam przede wszystkim sobie, jak nieszczęśliwą istotą czynię siebie na własną prośbę. Lista strat była dłuuga, bolesna .Dopiero ta wiedza, te uczucia i nazwanie rzeczy po imieniu pozwoliły mi usiąść i szczerze zastanowić się i zdecycować czy chcę podjąć terapię, czy chcę się leczyć czy chcę na zawsze przestać brać narkotyki i pić alkohol. I to właśnie wtedy i tam podjęłam MOJĄ prawdziwą decyzję o terapii i trwam w niej z radością do dziś.

 

Anonim

Dlaczego zdecydowałem się na terapię w ośrodku ?

Według mnie pytanie powinno brzmieć nie dlaczego, ale dlaczego tak późno ? Wszystko co robiłem dotychczas było podporządkowane nałogom. Jestem seksoholikiem mam niecałe czterdzieści lat, a w uzależnieniu tkwię od ponad dwudziestu. W trakcie których podejmowałem wiele desperackich prób poradzenia sobie samemu. Bez rezultatu.Nie jestem wstanie policzyć ile razy sobie przysięgałem że to już ostatni raz. Łapałem się wszystkiego, ale nie potrafiłem wytrzymać dłużej niż dwa tygodnie w trzeźwości. Teraz wiem że to nie miało nic wspólnego z trzeźwością. To były tylko desperackie próby kontroli czegoś, nad czym się nie da zapanować. Używałem nałogu żeby nieczuć, nie myśleć, nie pamiętać, żeby zasnąć a nawet gdy wszystko było dobrze, bez powodu. Oczywiście tolerancja, apetyt jak i wzorce zachowań eskalowały w miarę używania nałogu. Byłem jak w jakiejś bańce, zawieszony. Kompletnie bez kontroli nad swoim życiem. Wyrzuty sumienia które zacząłem zapijać wpędziły mnie dodatkowo w alkoholizm. Więc zająłem się najpierw chorobą alkoholową. Udało mi się odstawić alkohol po pierwszej terapii, około dziewięciu lat temu. Jestem niepijącym alkoholikiem od około dziewięciu lat. Ale moim pierwotnym uzależnieniem jest seksoholizm. Od ponad dwudziestu lat prowadziłem podwójne życie. Zdradzałem żonę, korzystając z usług prostytutek, flirtując z koleżankami i siedząc godzinami przed pornografią.
Żyłem w wiecznym lęku i wyrzutach sumienia. Nie raz nie spałem po nocach przerażony że się czymś zaraziłem, odwlekając wizytę u lekarza. Szczęśliwie wszystkie badania wyszły ujemne. Straty które wyrządziłem sobie i żonie są nie do naprawienia. Dwadzieścia lat zakłamania doprowadziło do tego że praktycznie nie dostrzegałem prawdziwych rozmiarów spustoszenia które wywołał nałóg. Mechanizm iluzji i zaprzeczeń który budowałem przez ten czas jest tak
ogromny że nawet teraz gdy o tym piszę i przypominam sobie wszystko co robiłem, mam wrażenie jak gdybym to nie był ja.
Na dzień dzisiejszy jestem po drugiej terapii i jestem w mozolnym procesie zdrowienia od około roku. Roku trudnym dla mnie, bo nie wiem jak to jest żyć na trzeźwo. Czasami po prostu sobie tego nie wyobrażam, w efekcie czego zapominam że jestem chory i co jakiś czas łamię abstynencję. Ale nie korzystam już z usług prostytutek, a okresy trzeźwości wydłużyły się znacząco. Uczęszczam na mityngi SA, mam indywidualną terapię co tydzień i pracuję ze sponsorem nad krokiem zero. Uczę się żyć na nowo.
Anonim.

 

Marek

Co wpłynęło na Twoją decyzję o terapii?

Jestem przekonany,że są trzy powody które skłoniły mnie do podjęcie decyzji o leczeniu.Są nimi Strach,wyrzuty sumienia i wstyd.Jak doszło do tego,że po kilunastu latach nałogowego picia dotarły do mnie te uczucia?
Wszystko miało miejsce w czerwcu 2019 roku. Piłem nieustannie od dwóch lat.Aby módz “funcjonować”, to znaczy chodzić do pracy,starałem się regulować ilości przyjmowanej substancji.W dni powszednie piłem tylko tyle by przetrwać.W dni wolne piłem do upadłego.Miałem już dość.Kiedy piłem czułem się żle,gdy trzeżwiałem czułem się jeszcze gorzej.Nadszedł długi czerwcowy weekend.Uznałem,że te kilka dni pozwoli mi na podjęcie abstynencji.Nie spodziewałem się,że będzie aż tak żle.Pojawiły się objawy zespołu odtawiennego.Wytrzymałem trzy dni,czwartego doznałem zapaści.
Gdy odzyskałem w szpitalu przytomność dotarła do mnie świadomość iż jestem śmiertalny.Poczułem strach.Jestem osobą wierzącą,dlatego strach nie dotyczył samej śmierci.Boję się,że umrze tylko moje ciało.Wtedy w szpitalu wyobraziłem sobie,że po śmierci moja świadomość jest samotnie uwięziona w czarnej odchłani.Tak więc strach przed śmiercią i samotnością jest pierwszym powodem,który zaważeł o podjęciu terapii.
Kiedy tak leżałem sam na sali i rozmyślałem o swojej śmiertelności pojawiła się moja Żona.Pamiętam jakby to było dziś,spotkały sią nasze spojżenia.Ponoć oczy są zwierciadłem duszy.Ja w jej oczach nie dostrzegłem nic,były puste,żywe i martwe za razem.Zaczełem się zastanawiać co się z nią stało?Wszystko to trwało sekundy i nagłe olśnienie,zrozumiałem,że to ja pozbawiłem te oczy wyrazu.To ja swoim piciem odebrałem mojej Żonie rodość życia i skazałem ją na życie w moim świecie,świecie alkocholika.Poczułem wtydy ogromny wstyd,poczucie winy i wyrzuty sumienia.To jest drugi powód.
Jeszcze tego samego dnia wypisałem się ze szpitala.Dnia drugiego rozpoczełem terapię.

Dlaczego warto podjąć terapię uzależnienia wg Ciebie?

Dzięki terapii poznałem swoją chorobę.Wiem czym jest uzależnienie i jak sobie z nim radzić.Zdałem sobie sprawę co się ze mną stało i co uczyniłem swoim bliskim.Dzięki terapii odzyskałem możliwość podejmowania decyzji,a dzięki podjętym decyzją i działaniu odzyskałem pewność siebie i wiarę w swoje możliwosci.Już się nie boję kroków na korytarzu i dżwięku domofonu,nie uciekam przed odpowiedzialnością.Teraz działam.Terapia dała mi trzeżwość dzięki,której ponownie myślę i podejmuję decycje.Znowu mam świadomość swojej wartości,już nie przemykam po ulicach z opuszczonym wzrokiem.Teraz czuję dumę z faktu,że jestem niepijącym alkoholikiem.Mam świadomość,że każden kolejny dzień daje mi możliwość rozwoju więc staram się to wykorzystać.Co dzień staram się poznawać samego siebie i zmieniać to co powinno zostać zmienione.Abstynencja daje mi tak wiele możliwości,między innymi możliwość dzielenia się swoimi spostrzeżeniami i doświadczeniami z innymi uzależnionymi.W ten sposób mogę uczyć się żyć od nowa.Waro podjąć terapię aby módz ocalić coś ze swojego dotychczasowego życia.Mi udało się ocalić rodzinę.To dzięki terapii i mojej trzeżwości jestśmy nadal razem.Wiem,że czeka mnie jeszcze wiele pracy by naprawić wszystkie wyrządzone krzywdy, ale póki będę trzeżwy to będzie nadzieja,że dam radę, a to wszystko zawdzięczam terapii i Terapeutą,którzy pomogli mi zrozumieć czym jest moja choroba.

Co by się stało gdybym nie zdecydował się na terapię?

Na to pytanie mam tylko jedną i krótką odpowiedż.Jestem przekonany,że już bym nie zył.Tak jak mówiłem wcześniej,przed podjęciem terapii czułem się bardzo żle fizycznie,ale też i psychicznie.Byłem przekonany,że już niema dla mnie nadzieji.Czułem tylko smutek,rozpacz i samotność.Byłem przekonany,że już nikomu nie jestem potrzebny,że wszyscy mnie opuścili a ja sam jestem esencją zła.To wszystko powodowało,że nieustannie towarzyszyły mi myśli samobójcze.Sądzę,że gdyby nie terapia to moje dalsze życie potoczyłoby się w następującej kolejności.Rozwód,bezrobocie,bezdomność i śmierć.Jedynym pytaniem jakie możnaby zadać to ile czasu potrwałaby moja degradacja,ale po co?

Jak radzę sobie w czasie pandemii?

Abstynencja pozwoliła mi przypomnieć sobie co kiedyś sprawiało mi przyjemność,miedzy inymi była to możliwość czytania.Czytam teraz dużo i staram się poświęcić czas pozycją,które wcześniej mnie nudziły.Bardzo angażuje się w życie rodzinne,staram się jak najwięcej robić wspólnie z rodziną.Mam też bardzo dobrego Terapełte,który organizuje spotkania terapełtyczne na Skype.I rzecz najważniejsza wsparcie mojej Żony,na którą zawsze mogę liczyć.Wszystko to powoduje,że udaje mi się bez większych trudności radzić sobie w czasie pandemii.Pozostaje jednak świadomość zagrożeń jakie się z nią wiążą,więc każdego dnia godzę się na wszystkie ograniczenia z nią związane bo wiem,że są one niezbędne aby uchronić mnie i moją rodzinę.Modlę się też za wszystkich ludzi cierpiących z powodu pandemii.Wszystko to pozwala mi radzić sobie z moją chorobą w tych trudnych czasach.

Pozdrawiam Wszystkich Marek.Alkoholik i narkoman.

Nasi partnerzy

http://paulahall.co.uk/ Karkonoski Park NFZ SASH

Ośrodek Terapii Uzależnienia i Współuzależnienia "Radzimowice" w Szklarskiej Porębie prowadzony jest przez podmiot leczniczy - Ośrodek Terapii Uzależnień i Współuzależnień "Radzimowice" Społka z o.o. z siedzibą ul. Dolna 4, 58-580 Szklarska Poręba, KRS 0000234605 NIP 694-15-64-181; REGON 390769238; Kapitał Spółki 50 000 zł;