Ania
Jak sobie radzę podczas epidemii. Co mi szczególnie pomaga
Jak sobie radzę…. jakoś specjalnie nie musze sobie radzić….. przywołuję to poczucie, że wiem skąd wyszłam i nie wrócę tam. Dwa lata minęły, więc wiem, że można. Jestem tego bardzo świadoma co się dzieje. Też mnie dopada kryzys psychiczny ogólny, ale to mnie nie zwalnia z odpowiedzialności abstynenckiej. Żyję dwa lata bez alkoholu, nie umarłam, nie zabrało mi rąk, nóg 😉 widzę, że można, to się jakby samo dzieje. Problem z tą dezynfekcją jest. staram się nie wchodzić emocjonalnie w te obrazy, staram się nie wąchać, mówię sobie, że to chlor, a chloru przecież bym nie wypiła 😉 Trochę siebie “czaruję” z tym chlorem, ale póki co działa.Nie poświęcam temu zbyt dużo uwagi, bo mam po prostu obowiązki 🙂 i inne rzeczy o których musze myśleć. Pamiętam kim jestem.Raz sobie nawet zajrzałam do swoich notatek z terapii. Poza tym mi się zmieniło patrzenie na to, od kiedy uczęszczam na zajęcia “terapeuta uzależnień”.
Nie napisałam o pewnych rzeczach, bo dla mnie są już tak oczywiste, że nawet mi do głowy nie przyszło o nich pisać: Co mi dała terapia? WOLNOŚĆ. przestałam się wstydzić, nie muszę się bać – bo nie piję, bo pamiętam wszystko co robię, z kim rozmawiałam o czym, bo nawet jak wejdę po papierosy do monopolowego, i ktoś mnie zauważy, to nie mam nerwowych reakcji, bo nie mam nic do ukrycia. Przestałam ściemniać że jestem dorosła, tylko naprawdę jestem dorosła, jak gdzieś zawalę – przyznaję się do tego przed sobą, nie zawsze od razu, ale przyznaję. Nawet z opuszczeniem grupy. Też przerobiłam sobie ten temat. Wiesz czemu nie wrócę do picia? Bo straciłabym siebie. To poczucie wewnętrznej harmonii, które jest dla mnie powietrzem wręcz. Ktoś mi kiedyś powiedział drwiąco “nie pije i jaka wielka Pani się z niej zrobiła”. Potwierdziłam. Bo tak, zrobiła się ze mnie Wielka Pani – Wielka Pani swojego życia, którym ja steruję, a nie niewolnik życia, którym byłam. Jestem wolna! I to jest niesamowite uczucie! Nikt nie może mi nic zarzucić, bo abstynencja rozszerza mi się na całe życie, na wszystkie jego płaszczyzny. Nie ściemniam tylko jestem odpowiedzialna, to mi daje poczucie ogromnej siły, mam w końcu zdrowe poczucie własnej wartości, którego nie miałam przez całe swoje życie. Dosłownie. Dopiero po terapii uważam zaczęło się moje życie takie prawdziwe, świadome. Świadome czyli wiem co wybieram, czy idę na łatwiznę, podczas gdy wiem, że nie powinnam czy nie. A jak pójdę to nie użalam się nad sobą (co jest bardzo często zaproszeniem świadomym, tylko ludzie się przed sobą do tego nie przyznają, do picia), ale wiem , że to jest konsekwencją pójścia na łatwiznę. Jak jest źle w moim życiu to nie wpadam w panikę, nie szukam usprawiedliwień, przyjmuję i przeżywam ten zły okres. Umiem przeżywać emocje, nie uciekam przed nimi. Jestem w zgodzie z sobą. I to jest NAJWIĘKSZY KOMFORT PSYCHICZNY jaki KIEDYKOLWIEK czułam! I większe szczęście poczuję chyba tylko wtedy gdy umrę i spotkam Boga 🙂 Odczuwam dużo wdzięczności za to co mam, nie koncentruję się na pierdołach. To nie jest co prawda tak, że moje życie po terapii to niekończąca się sielanka, bo są i łzy i bezradność i złość, ale dzięki psychoterapii po terapii wiem, ze mam do tego prawo, ba nawet wiem, że powinnam tego doświadczać bo to mi o czymś mówi. Mam kontakt ze sobą, rozumiem siebie. wiem czego chcę w życiu, jak chcę żyć, kim się otaczać. To wszystko zapoczątkowała terapia, którą pociągnęłam co prawda dalej, ale każdy ma taki sam wybór.
Co wpłynęło na twoją decyzję o terapii?
Doszłam do takiego momentu w swoim życiu, że w końcu do mnie dotarło, ze sama sobie nie poradzę. to był przebłysk myśli. konkret? Stało się to w momencie gdy syn ściągał mnie pijaną z parapetu okna, na którym siedziałam. mieszkam na 4 piętrze. Dodatkowo kończyło mi się półroczne zwolnienie od psychiatry, na które po prostu uciekłam z pracy, miałam te pół roku przeznaczyć na szukanie nowej pracy, nie zrobiłam tego, przepiłam całe pół roku i znalazłam się w takim momencie poczucia beznadziei sytuacji, że w sumie było mi nawet wszystko jedno, co się stanie. Wiedziałam, że i tak będę musiała pójść na terapię, bo pewnie sąd wyda nakaz, o wszystkim powiadomiona była policja, syn przeszedł pod opiekę byłego męża, wolałam sama wybrać ośrodek. Wewnętrznie czułam, że to dobra decyzja, że tego potrzebuję, bo inaczej albo się zapiję, albo skończę pod mostem albo w więzieniu. Wiedziałam, że terapia to mój nowy początek, nie wiem, czułam to pod skórą. Postanowiłam pozrywać też wszystkie toksyczne sprawy, znajomości, włączając w to pracę, z której się zwolniłam i z której uciekłam na zwolnienie. Nie umiem tego wyjaśnić, czasami człowiek jest w sytuacji, w której nie ma już nic do stracenia, ja się tak czułam, czułam że się duszę, że to ostatni dzwonek, że jest coraz gorzej, że moje życie jest bez sensu, że albo zacznę od nowa, albo sama się “unicestwię”.
Dlaczego warto podjąć terapię uzależnienia wg Ciebie?
W moim przypadku terapia zbiegłą się ze zmianą całego życia. Tylko mój adres pozostał ten sam bo to jest ratunek dla psychiki człowieka. Dla mnie podjecie terapii było ratunkiem, punktem zwrotnym, po prostu widziałam bardzo dosadnie i dokładnie, że moje życie straciło sens, namacalnie wręcz.Nie wiedziałam na ile terapia wpłynie na mnie, bo to była moja pierwsza terapia, ale coś musiało się zmienić. Ogromnym, niesamowitym wręcz bonusem dla mnie było to, że w trakcie terapii odnalazłam siebie, że w końcu poukładałam się psychicznie, wewnętrznie, zaakceptowałam siebie, usłyszałam swój “wewnętrzny głos”, zrozumiałam po prostu kim jestem. Zpuzlowałam się. Stałam się spójna. Wszystko we mnie zaczęło do siebie pasować. Zrozumiałam siebie, swoje emocje, swoje decyzje. Tym się kieruję do dziś, wciąż trzeźwa. Dwa lata, kiedy wcześniej nie byłam w stanie przez tydzień nie pić. Dziś to się dzieje, bez poczucia wyrzeczenia i jeśli zdarzają się kryzysy, bo zdarzają, przypominam sobie to piekło psychiczne, w którym byłam i wiem, że choćby łyk piwa, dwa, puszka, sprawiłoby, że wróciłabym w to samo piekło. Mam dziś o wiele więcej korzyści z życia niż kiedykolwiek. Nawet wtedy zanim nie byłam uzależniona. Ze zdumieniem odkryłam w tym roku, że pewne czynności, które zawsze wykonywałam przy alkoholu, od dawna wykonuję nawet bez myślenia o nim. Czyli jest to możliwe, dokładnie tak jak mówiono na terapii: wyryłam sobie nowe ścieżki w głowie, nowe schematy. dla mnie to wciąż wartość. niesamowita.Terapia pokazała mi prawdę o sobie samej. ale też byłam gotowa i otwarta na prawdę o sobie. Chciałam w końcu wiedzieć czemu tak, a nie inaczej się zachowuję. Podejrzewałam się nawet o chorobę psychiczną. Niepotrzebnie. bo wszystko stało się jasne i klarowne podczas terapii. Warunkiem, który sobie sama postawiłam była bezwzględna uczciwość w stosunku do siebie samej. Każdego mogę oszukać, siebie nie. Nauczyłam się czuć kiedy to robię, właśnie na terapii. Terapia otworzyła mi drzwi do świadomego kierowania swoim życiem, do brania odpowiedzialności za moje wybory, za siebie. nie tylko w aspekcie uzależnienia. W końcu czułam się wartościowym, dojrzałym człowiekiem, kobietą, a nie dziewczynką.
Co by się stało gdybym nie zdecydowała się na terapię?Nie od razu, bo to byłby proces – ale piłabym pewnie więcej ze wstydu, że kolejna sprawa w sądzie, że odebrane “formalnie” dziecko, pewnie w pracy byłoby coraz gorzej, albo by mnie zwolniono, albo sama bym i tak odeszłą. mój organizm pewnie by nie wytrzymał. a być może coś by mi się stało “po pijaku”, bo wtedy czułam się niezniszczalna i podejmowałam bardzo ryzykowne zachowania i działania. pewnie straciłabym w końcu dom i wylądowała na bruku. a być może zanim by do tego doszło, sama odebrałąbym sobie życie, bo ból psychiczny byłby nie do zniesienia.